Po rozmowie z przyjaciółką udałam się do
rodziców. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, a zwłaszcza o moim zdrowiu.
-Mamo, nie martw się o mnie. Wszystko jest w porządku.
- Ale nie każdy sportowiec ma tak słabe
serce jak ty. Lekarz mówi, że się pogorszyło.
I że nie bierzesz leków.
- Ależ biorę, tylko mniejsze dawki. Muszę
trenować, a leki mnie tak jakby
otępiają.
- I przez to kłócisz się ze Zbyszkiem?
- A skąd o tym wiecie?
- Rozmawiałam z nim dziś rano. Chciałam
mu życzyć powodzenia w meczu.
- Ahaa.
Posiedziałam u nich jeszcze jakieś pół
godziny i wróciłam do domu. Kilka min.
później zadzwoniła Emi. Umówiłyśmy się na wieczór. Gdy przyszła, była bardzo podekscytowana.
-Heej kochana!- ucałowała mnie- nasi
chłopcy wygrali!!
- No to zajebiście- uściskałam ją :)- Ale
ty się tak nie podniecaj, bo jutro mamy NASZ najważniejszy mecz. Nie możesz być
rozkojarzona.
- A no właśnie. Miałam ci przekazać, że
Krzyś, Piotrek, Paul i Grześ przyjdą jutro.
Nie masz ich zawieść.
-No super, jeszcze większa trema. Ale
niestety, nie doczekają się mnie jutro na boisku. Przecież wiesz...
-Wiem, wiem. Cały dzień byłaś wściekła na
trenera. Ale zrozum, on się też martwi o twoje zdrowie, zresztą jak każdy..
teraz.
-Taa no super. Wzbudzam na około mnie
litość. - skrzywiłam się.
-Ojj przestań, dobrze wiesz, że tak nie
jest.
Emi wychodząc, minęła w dżwiach Bartmana.
Wyściskałam go i pocałowałam.
-Wiedziałam, że wygracie, kochanie.-
szepnęłam.
-Ale nie przyszłaś-powiedział z wyrzutem.
-Muszę wypocząć przed jutrem, zrelaksować
się. Chyba rozumiesz?
-Taak, jasne. Rozumiem.Słuchaj... mnie
też jutro nie będzie.
I tak rozpętała się kolejna kłótnia.
Zakończyła się jak zwykle. Zibi wyszedł trzaskając dżwiami, a mi z oczu
poleciały łzy... Umówiłsię z kumplami na
piwo? Koledzy są ważniejsi ode mnie? Przecież wie, że to dla mnie jest naprawdę
BARDZO ważne...
Tak rozmyślając powędrowałam do łazienki. Wzięłam
długi, gorący prysznic, po czym udałam
się do łóżka i zasnęłam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz