niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 17

Po rozmowie z przyjaciółką udałam się do rodziców. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, a zwłaszcza o moim zdrowiu.
-Mamo, nie martw się o mnie.  Wszystko jest w porządku.
- Ale nie każdy sportowiec ma tak słabe serce jak ty. Lekarz mówi, że się pogorszyło.  I że nie bierzesz leków.
- Ależ biorę, tylko mniejsze dawki. Muszę trenować, a leki mnie tak  jakby otępiają.
- I przez to kłócisz się ze Zbyszkiem?
- A skąd o tym wiecie?
- Rozmawiałam z nim dziś rano. Chciałam mu życzyć powodzenia w meczu.
- Ahaa.
Posiedziałam u nich jeszcze jakieś pół godziny i wróciłam do domu.  Kilka min. później zadzwoniła Emi. Umówiłyśmy się na wieczór.  Gdy przyszła, była bardzo podekscytowana.
-Heej kochana!- ucałowała mnie- nasi chłopcy wygrali!!
- No to zajebiście- uściskałam ją :)- Ale ty się tak nie podniecaj, bo jutro mamy NASZ najważniejszy mecz. Nie możesz być rozkojarzona.
- A no właśnie. Miałam ci przekazać, że Krzyś, Piotrek, Paul i Grześ przyjdą jutro.  Nie masz ich zawieść.
-No super, jeszcze większa trema. Ale niestety, nie doczekają się mnie jutro na boisku. Przecież wiesz...
-Wiem, wiem. Cały dzień byłaś wściekła na trenera. Ale zrozum, on się też martwi o twoje zdrowie, zresztą jak każdy.. teraz.
-Taa no super. Wzbudzam na około mnie litość. - skrzywiłam się.
-Ojj przestań, dobrze wiesz, że tak nie jest.
Emi wychodząc, minęła w dżwiach Bartmana. Wyściskałam go i pocałowałam.
-Wiedziałam, że wygracie, kochanie.- szepnęłam.
-Ale nie przyszłaś-powiedział z wyrzutem.
-Muszę wypocząć przed jutrem, zrelaksować się. Chyba rozumiesz?
-Taak, jasne. Rozumiem.Słuchaj... mnie też jutro nie będzie.
I tak rozpętała się kolejna kłótnia. Zakończyła się jak zwykle. Zibi wyszedł trzaskając dżwiami, a mi z oczu poleciały łzy...  Umówiłsię z kumplami na piwo? Koledzy są ważniejsi ode mnie? Przecież wie, że to dla mnie jest naprawdę BARDZO ważne...
Tak rozmyślając powędrowałam do łazienki. Wzięłam długi, gorący  prysznic, po czym udałam się do łóżka i zasnęłam... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz