Nie miałam pojęcia, co mam zrobić. Nie
chciałam aby Emi przestała grać, ale też wiedziałam, że powinnam ją wspierać.
Nie mogę jej zawieść.
-''Idziemy dziś razem na
trening?''-napisałam do przyjaciółki.
-''Hej, spotkamy się na miejscu. Trochę
się spóźnię.''
-''OK''-odpisałam.
Spakowałam torbę i ruszyłam na halę.
-A
gdzie Emilia?-spytała jedna z koleżanek.
-Nie wiem, napisała, że będzie później.
Trening skończył się o trzynastej. Emi na
niego nie dotarła.
-Luiza, czy możesz podejść?-mówił
trener.-Czemu nie było dziś Emilii? Na poprzednim treningu nie spisywała się
najlepiej, a na dzisiejszy nawet nie przyszła. Przekaż jej, że będzie musiała
to nadrobić we własnym zakresie i nie wiadomo, czy zagra w najbliższym meczu.
-Oczywiście, przekażę. Nie wiem, gdzie
ona jest. Napisała, że będzie, ale się spóźni. I jeszcze jedno. Widzę, że
Agnieszka już wyzdrowiała i ćwiczy. Czy moja zmiana pozycji była chwilowa, czy
na stałe?
- Na pewno nie chwilowa. Co prawda
Agnieszka jest zdrowa, ale nie zagra. Co będzie później, zobaczymy.
-A kto zagra zamiast Emi?
-Najprawdopodobniej Marta, jeszcze nie
wiem. Ale Emilia musi jutro przyjść.
-Powiem jej, do widzenia.
-Do widzenia.
Trener zawsze był surowy, ale nie
spodziewałam się, że aż tak. Zadzwoniłam do przyjaciółki i przekazałam jej
wiadomości. Sprawiała wrażenie, że w ogóle się tym nie przejmowała. Nie
wierzyła, że ktoś może ją zastąpić.
Nie chciałam wracać do domu, więc wybrałam się
w odwiedziny do rodziców. Spędziłam u nich cały dzień. Około 23.00 wróciłam do
domu i od razu zasnęłam.
NASTĘPNEGO DNIA:
Spojrzałam na zegar. Wskazywał szóstą
rano. Wstałam, zjadłam śniadanie i wyszłam pobiegać. Niespodziewanie
usłyszałam:
-Widzę, że trzymasz formę. Nigdy cię tu
nie widziałem tak wcześnie.
Odwróciłam się, a za mną stał Bartman.
-Cześć Zbyszku.-uśmiechnęłam się.- Nie
tylko ja dbam o kondycję, jak widzę. Co dziennie tu przychodzisz?
-Staram się. Może pobiegamy razem?
-Chętnie.
-Czemu nie odbierałaś ode mnie wczoraj
telefonu?
-Co? O kurczę! Przypomniałeś mi, dzięki.
Miałam go wyłączonego. Cały dzień siedziałam u rodziców. Czekaj już go włączam.
A co chciałeś?
-Nic, tak tylko pogadać.
Biegaliśmy jeszcze godzinę. Lubiłam
spędzać czas z siatkarzem.
-Masz może trochę czasu? Muszę z kimś
porozmawiać.
-Jasne, chodźmy do mnie.
-Nie obraź się, ale wolałabym pójść do
mnie-zauważyłam błysk w jego oczach- muszę się odświeżyć, a poza tym u mnie
jest spokój.
Opowiedziałam ZB9 o planach Emi, o tym,
co mówił trener…. o wszystkim.
-Powiedz, co ty byś zrobił na moim
miejscu?
-Hm... na pewno starałbym wesprzeć ją,
nie ingerując zbytnio w jej życie. Ona musi sama podjąć decyzję. Studia nie
przekreślają kariery. Ja też studiuję i zawsze mam czas na siatkówkę.
-Ty to co innego. Jesteś w pewien sposób
sławny.
- To na nic nie wpływa, uwierz mi.
Postaraj się ją wspierać, ale nie wpływaj na decyzję.
- Dzięki, postaram się.
-Co robisz dziś po południu?-zaskoczył
mnie tym pytaniem.
- Na jedenastą mam trening, a potem… w
sumie nic. A co?
- To może wpadniesz do mnie na obiad?
-Yyym… okej… w sumie, czemu nie.
-Przyjadę po ciebie o wpół do drugiej.
-Super.
Rozmawialiśmy dość długo, a potem
wyruszyłam na trening. Zbyszek uparł się, że mnie odprowadzi.
-Do zobaczenia.-powiedział, gdy byliśmy
już pod halą.
-Cześć.-odpowiedziałam i udałam się w
stronę szatni. Czułam na sobie spojrzenia dziewczyn z klubu. Dziwnie się z tym
czułam. Gdy dotarłam do szatni, zauważyłam w niej moją przyjaciółkę.
-Cześć.-rzuciłam i zaczęłam się
przebierać.
-Hej.- odpowiedziała i uśmiechnęła się.
Po treningu, pan Adam ogłosił, które
siatkarki zagrają w szóstce. Niestety, Emi w niej nie było.
-Idziemy gdzieś dzisiaj?- spytała
kumpela, gdy się przebierałyśmy.
-Dziś nie mogę, jestem zajęta.
-Umówiłaś się z nim?- z Nienacka
doskoczyła do mnie Agnieszka, która widziała mnie rano z Zibim.
-Aga… daj spokój.
-Uhhuu coś jest jednak na rzeczy.-
krzyknęły dziewczyny.
-Dobra, przestańcie. Śpieszę się.-
spakowałam rzeczy i szybko opuściłam budynek. Za mną wybiegła Emilia.
-To prawda? Czemu mi nie powiedziałaś?-
spytała.
-Nie, zresztą nie wiem. Zaprosił mnie do
siebie na obiad. Ale mam nadzieję, że nie będziemy sami. Wiesz, on powiedział
mi, że chciałby aby między nami było coś więcej, ale nie wiem. Ciągle się
zastanawiam. Co ty byś zrobiła na moim miejscu?
-Hmmm, nie wiem. Jakbym poznała Bartka i
on by mi coś takiego powiedział, bez zastanowienia bym się zgodziła. Słuchaj,
od zawsze go uwielbiasz, mówiłaś, że jest twoim ideałem. Sądzę, że powinnaś się
zgodzić. Pasujecie do siebie. Warto spróbować.
-Mówisz serio?
-Serio. Dobra, ja już lecę, bo twój Zbyszko jedzie. Miłego dnia kochana.
-Miłego dnia. Pa..
-Gotowa?- krzyknął atakujący z samochodu.
-Jasne.-odparłam i zajęłam miejsce
pasażera.-Dziewczyny widziały nas rano i cały czas coś insynuują.
-Nie przejmuj się nimi, zazdroszczą ci.
-Wiem. Na ich miejscu też byłabym
zazdrosna.- posłałam mu ciepły uśmiech. Odwzajemnił się tym jego cudownym,
łobuzerskim uśmiechem.
-Czy na obiedzie będzie ktoś jeszcze?
-A co? Potrzebujesz przyzwoitki?- zaśmiał
się.
-Przy tobie jak najbardziej.-tym razem ja
się zaśmiałam.
Jechaliśmy pół godziny, wciąż się
przekomarzając.
-Zapraszam.-powiedział otwierając drzwi.
W środku unosiła się miła woń.-Nie będziemy sami.-oznajmił.
-A kto jeszcze przyjdzie?
-Michał. Michał Kubiak.
-O! Fajnie. Nie miałam nigdy okazji aby
go poznać. Możemy pogadać? Rozmawiałam z Emi.
-Już coś postanowiła?- spytał.
-Wiem tylko, że
pojutrze nie zagra. O studiach nie rozmawiałyśmy.
-Żartujesz.?.
-Nie. Ona udaje, że
się tym nie przejmuje, ale ja i tak wiem swoje.
Chwilę porozmawialiśmy, Zibi doradził co
mam robić, po czym dobiegł nas dźwięk dzwonka.
-Chyba ostatni gość już dotarł.- rzekłam
i uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Otworzysz drzwi?-spytał mieszając w
garnku.
-Jasne.
-Cześć, proszę.- powiedziałam,
wpuszczając gościa.
-Cześć, jestem Michał.- podał mi dłoń.
-Luiza.
-Więc to ty jesteś tą tajemniczą
siatkarką? Wiele o tobie słyszałem.
-Chodźcie, obiad podano.- krzyknął Zibi.
Po skonsumowaniu posiłku, oglądaliśmy
ciekawy film na laptopie i długo rozmawialiśmy.
-Chłopaki, późno się robi, muszę
lecieć.-rzekłam.
-Odwiozę cię- zaoferował się Dziku. –No
chyba, że Zbych będzie zazdrosny.
-Jak ci zaraz…- skwitował Zibi.
-Nie dzięki, przejdę się. Pa…-
oznajmiłam. Dałam im buziaka w policzek i wyszłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz