sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 11

Nie miałam pojęcia, co mam zrobić. Nie chciałam aby Emi przestała grać, ale też wiedziałam, że powinnam ją wspierać. Nie mogę jej zawieść. 
-''Idziemy dziś razem na trening?''-napisałam do przyjaciółki.
-''Hej, spotkamy się na miejscu. Trochę się spóźnię.''
-''OK''-odpisałam.
Spakowałam torbę  i ruszyłam na halę.
 -A gdzie Emilia?-spytała jedna z koleżanek.
-Nie wiem, napisała, że będzie później.
Trening skończył się o trzynastej. Emi na niego nie dotarła.
-Luiza, czy możesz podejść?-mówił trener.-Czemu nie było dziś Emilii? Na poprzednim treningu nie spisywała się najlepiej, a na dzisiejszy nawet nie przyszła. Przekaż jej, że będzie musiała to nadrobić we własnym zakresie i nie wiadomo, czy zagra w najbliższym meczu.
-Oczywiście, przekażę. Nie wiem, gdzie ona jest. Napisała, że będzie, ale się spóźni. I jeszcze jedno. Widzę, że Agnieszka już wyzdrowiała i ćwiczy. Czy moja zmiana pozycji była chwilowa, czy na stałe?
- Na pewno nie chwilowa. Co prawda Agnieszka jest zdrowa, ale nie zagra. Co będzie później, zobaczymy.
-A kto zagra zamiast Emi?
-Najprawdopodobniej Marta, jeszcze nie wiem. Ale Emilia musi jutro przyjść.
-Powiem jej, do widzenia.
-Do widzenia.
Trener zawsze był surowy, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Zadzwoniłam do przyjaciółki i przekazałam jej wiadomości. Sprawiała wrażenie, że w ogóle się tym nie przejmowała. Nie wierzyła, że ktoś może ją zastąpić.
 Nie chciałam wracać do domu, więc wybrałam się w odwiedziny do rodziców. Spędziłam u nich cały dzień. Około 23.00 wróciłam do domu i od razu zasnęłam.

NASTĘPNEGO DNIA:
Spojrzałam na zegar. Wskazywał szóstą rano. Wstałam, zjadłam śniadanie i wyszłam pobiegać. Niespodziewanie usłyszałam:
-Widzę, że trzymasz formę. Nigdy cię tu nie widziałem tak wcześnie.
Odwróciłam się, a za mną stał Bartman.
-Cześć Zbyszku.-uśmiechnęłam się.- Nie tylko ja dbam o kondycję, jak widzę. Co dziennie tu przychodzisz?
-Staram się. Może pobiegamy razem?
-Chętnie.
-Czemu nie odbierałaś ode mnie wczoraj telefonu?
-Co? O kurczę! Przypomniałeś mi, dzięki. Miałam go wyłączonego. Cały dzień siedziałam u rodziców. Czekaj już go włączam. A co chciałeś?
-Nic, tak tylko pogadać.
Biegaliśmy jeszcze godzinę. Lubiłam spędzać czas z siatkarzem.
-Masz może trochę czasu? Muszę z kimś porozmawiać.
-Jasne, chodźmy do mnie.
-Nie obraź się, ale wolałabym pójść do mnie-zauważyłam błysk w jego oczach- muszę się odświeżyć, a poza tym u mnie jest spokój.
Opowiedziałam ZB9 o planach Emi, o tym, co mówił trener…. o wszystkim.
-Powiedz, co ty byś zrobił na moim miejscu?
-Hm... na pewno starałbym wesprzeć ją, nie ingerując zbytnio w jej życie. Ona musi sama podjąć decyzję. Studia nie przekreślają kariery. Ja też studiuję i zawsze mam czas na siatkówkę.
-Ty to co innego. Jesteś w pewien sposób sławny.
- To na nic nie wpływa, uwierz mi. Postaraj się ją wspierać, ale nie wpływaj na decyzję.
- Dzięki, postaram się.
-Co robisz dziś po południu?-zaskoczył mnie tym pytaniem.
- Na jedenastą mam trening, a potem… w sumie nic. A co?
- To może wpadniesz do mnie na obiad?
-Yyym… okej… w sumie, czemu nie.
-Przyjadę po ciebie o wpół do drugiej.
-Super.
Rozmawialiśmy dość długo, a potem wyruszyłam na trening. Zbyszek uparł się, że mnie odprowadzi.
-Do zobaczenia.-powiedział, gdy byliśmy już pod halą.
-Cześć.-odpowiedziałam i udałam się w stronę szatni. Czułam na sobie spojrzenia dziewczyn z klubu. Dziwnie się z tym czułam. Gdy dotarłam do szatni, zauważyłam w niej moją przyjaciółkę.
-Cześć.-rzuciłam i zaczęłam się przebierać.
-Hej.- odpowiedziała i uśmiechnęła się.
Po treningu, pan Adam ogłosił, które siatkarki zagrają w szóstce. Niestety, Emi w niej nie było.
-Idziemy gdzieś dzisiaj?- spytała kumpela, gdy się przebierałyśmy.
-Dziś nie mogę, jestem zajęta.
-Umówiłaś się z nim?- z Nienacka doskoczyła do mnie Agnieszka, która widziała mnie rano z Zibim.
-Aga… daj spokój.
-Uhhuu coś jest jednak na rzeczy.- krzyknęły dziewczyny.
-Dobra, przestańcie. Śpieszę się.- spakowałam rzeczy i szybko opuściłam budynek. Za mną wybiegła Emilia.
-To prawda? Czemu mi nie powiedziałaś?- spytała.
-Nie, zresztą nie wiem. Zaprosił mnie do siebie na obiad. Ale mam nadzieję, że nie będziemy sami. Wiesz, on powiedział mi, że chciałby aby między nami było coś więcej, ale nie wiem. Ciągle się zastanawiam. Co ty byś zrobiła na moim miejscu?
-Hmmm, nie wiem. Jakbym poznała Bartka i on by mi coś takiego powiedział, bez zastanowienia bym się zgodziła. Słuchaj, od zawsze go uwielbiasz, mówiłaś, że jest twoim ideałem. Sądzę, że powinnaś się zgodzić. Pasujecie do siebie. Warto spróbować.
-Mówisz serio?
-Serio. Dobra, ja już lecę, bo twój  Zbyszko jedzie. Miłego dnia kochana.
-Miłego dnia. Pa..
-Gotowa?- krzyknął atakujący z samochodu.
-Jasne.-odparłam i zajęłam miejsce pasażera.-Dziewczyny widziały nas rano i cały czas coś insynuują.
-Nie przejmuj się nimi, zazdroszczą ci.
-Wiem. Na ich miejscu też byłabym zazdrosna.- posłałam mu ciepły uśmiech. Odwzajemnił się tym jego cudownym, łobuzerskim uśmiechem.
-Czy na obiedzie będzie ktoś jeszcze?
-A co? Potrzebujesz przyzwoitki?- zaśmiał się.
-Przy tobie jak najbardziej.-tym razem ja się zaśmiałam.
Jechaliśmy pół godziny, wciąż się przekomarzając.
-Zapraszam.-powiedział otwierając drzwi. W środku unosiła się miła woń.-Nie będziemy sami.-oznajmił.
-A kto jeszcze przyjdzie?
-Michał. Michał Kubiak.
-O! Fajnie. Nie miałam nigdy okazji aby go poznać. Możemy pogadać? Rozmawiałam z Emi.
-Już coś postanowiła?- spytał.
-Wiem tylko, że pojutrze nie zagra. O studiach nie rozmawiałyśmy.
-Żartujesz.?.
-Nie. Ona udaje, że się tym nie przejmuje, ale ja i tak wiem swoje.
Chwilę porozmawialiśmy, Zibi doradził co mam robić, po czym dobiegł nas dźwięk dzwonka.
-Chyba ostatni gość już dotarł.- rzekłam i uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Otworzysz drzwi?-spytał mieszając w garnku.
-Jasne.
-Cześć, proszę.- powiedziałam, wpuszczając gościa.
-Cześć, jestem Michał.- podał mi dłoń.
-Luiza.
-Więc to ty jesteś tą tajemniczą siatkarką? Wiele o tobie słyszałem.
-Chodźcie, obiad podano.- krzyknął Zibi.
Po skonsumowaniu posiłku, oglądaliśmy ciekawy film na laptopie i długo rozmawialiśmy.
-Chłopaki, późno się robi, muszę lecieć.-rzekłam.
-Odwiozę cię- zaoferował się Dziku. –No chyba, że Zbych będzie zazdrosny.
-Jak ci zaraz…- skwitował Zibi.

-Nie dzięki, przejdę się. Pa…- oznajmiłam. Dałam im buziaka w policzek i wyszłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz